piątek, 11 lipca 2014

Rozdział II

Postanowiłem wziąć się w garść i napisać kolejny rozdział. Zapraszam do lektury. :)

Samolot nr 203 wylądował na pasie startowym. Wszystkich pasażerów prosimy o zejście do hali odlotów. 
Nadszedł ten dzień, wreszcie wylatuje na wyspy św. Heleny. Czekałam od miesiąca na ten lot. Babcia opowiedziała mi wszystko dokładnie. Opisała wnętrze, nauczycieli oraz atmosferę jaka tam panuje. Idąc do samolotu zaczepiła mnie pewna dziewczyna, spytała gdzie i po co lecę. Wyjaśniłam jej, że wybieram się odwiedzić chorą ciotkę, ta mnie wyśmiała i przedstawiła się jako Karen – uczennica drugiego roku ośrodka szkoleniowego.: 
-Miło poznać Wiedźmę. - odparłam. 
-Mi także, który już raz lecisz na szkolenia? 
-Pierwszy... 
-Och! - w jej głosie było słychać niedowierzanie. Dlaczego tak późno?
 -O tym wszystkim dowiedziałam się niecały miesiąc temu. Nadal mam mętlik w głowie, nie wiem jak się w tym wszystkim odnaleźć. 
-Nie martw się, miała tak samo. Po paru dniach w ośrodku wszelkie wątpliwości pójdą w niepamięć.
 -To dobrze. - odpowiedziałam z ulgą. 
Reszta lotu minęła w miłej atmosferze, Karen opowiedziała mi wszystko o sobie: gdzie mieszka, z jakiego rodu pochodzi, jakich nauczycieli lubi najbardziej, a jakich nie. W końcu usłyszałam głos stewardessy: Prosimy o zapięcie pasów, za chwile będziemy lądować. 
Wreszcie – pomyślałam. Po wyjściu z samolotu i odebraniu bagażów przy lotnisku czekała na nas pani o dość sędziwym wieku. Jej czoło było całe pokryte w zmarszczkach, a na policzku miała wielką szramę. W rękach trzymała kartkę z moim imieniem i nazwiskiem. Podeszłam do niej, lecz nim zdążyłam otworzyć usta z chęcią przedstawienia się ona powiedziała: 
-To pewnie ty jesteś wnuczką słynnej Dorothei? - w jej głosie było słychać lekkie podeksyctowanie. 
-Tak. - odparłam z niepewnością w głosie. 
-Zapraszam do samochodu. 
W tym momencie niedaleko nas przyjechał czarny mercedes, był dosyć stary, ale jeździł bez zarzutu. Podczas jazdy spytałam się: 
-Jak ma pani na imię? 
-Gala. Od razu mówię, że nie uczę w ośrodku. Jestem twoją mentorką, przez czas kiedy w nim będziesz, poprowadzę całą twoją karierę. -skończyła z lekkim uśmiechem na twarzy. 
Wymarzonym przykładem to ona nie była, ale chociaż okazywała mi miłe uczucia. Po 30 minutach jazdy wreszcie dotarliśmy na miejsce. Przed nami ukazał się wysoki budynek, miał około 4 pięter, tworzył wielkie koło, w środku był dziedziniec, a na zewnątrz wielki ogród. A jednak babcia nie ujęła w słowach jak tu pięknie. Gala wskazała mi ruchem ręki, abym poszła za nią. Wzięłam swoją walizkę. Po chwili weszłyśmy do środka. Ściany były ozdobione różnymi obrazami, z sufitu zwisał wielki, srebrny żyrandol, od którego odbijało się światło słoneczne. W rogu pomieszczenia stało mosiężne biurko, chyba z dębu. Za nim siedziała wysoka i dobrze zbudowana kobieta. Na jej plakietce widniało imię: Marrie. Przywitała mnie chłodnym uściskiem dłoni. Dała mi klucze do pokoju nr 210. Gala wzięła mnie pod rękę. Żeby dojść do mojego pokoju musiałyśmy przejść wiele korytarzy. Po mozolnym szukaniu lokum wreszcie zatrzymałyśmy się przy drzwiach z dębu. Widniały na nim trzy złote cyferki: dwa, jeden i zero. 
-To tutaj. - powiedziała moja mentorka. 
-Czy będę z kimś mieszkać? 
-Tak, proszę wejdź, przedstawię ci Vere. 
Po wejściu do pokoju poczułam intensywny zapach perfum. Na łóżku siedziała zgrabna dziewczyna o długich blond włosach. Malowała paznokcie. Nim się obejrzałam stała przy mnie i Gali. 
-Vera poznaj Angi, od dzisiaj będziecie razem mieszkały. 
Moja współlokatorka przytuliła mnie na przywitanie. Biło od niej ciepło, jej włosy pachniały bzem. Lekko musnęły mnie w szyję. Zachichotałam. 
-Angeliko – z uśmiechem na twarzy powiedziała Gala – oto twój rozkład zajęć, pamiętaj, aby zajść do szkolnej zbrojowni po Tenre i różdżkę.
 -Dobrze – odparłam. 
-No, dziewczyny. Poznajcie się lepiej, ja uciekam. Angi jak coś, szukaj mnie w bibliotece. Do zobaczenia jutro! - z hukiem zatrzasnęła drzwi. 
-Czyli od dzisiaj będziemy razem mieszkać? - z uśmiechem na twarzy powiedziała Vera. 
-Najwidoczniej. - odparłam bez entuzjazmu. -Wiesz może gdzie jest zbrojownia? -Jasne, chodź zaprowadzę cię. 
Drzwi zamknęły się z hukiem, a my jak dwie najlepsze przyjaciółki wyszłyśmy z pokoju. 
-Który raz tu przyjechałaś? - Vera spytała z uśmiechem. 
-Pierwszy. - odpowiedziałam z małym zażenowaniem. 
-Nie martw się, ja też.

4 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział. Powieść się rozkręca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło widzieć II rozdział. Ale mam ciągle kilka uwag: (tak, wiem, kochasz to)
    Nadużywasz "mętlik w głowie". Postaraj się znaleźć inny frazeologizm niż ten "wszelkie wątpliwości pójdą w niepamięć". Tutaj powinno być "w", a nie "o": "o dość sędziwym wieku". Jest kilka literówek, przeczytaj tekst na spokojnie i po poprawiaj je. Tempo ciągle jest trochę za szybki, jednak jest znacznie lepiej niż za pierwszym razem. Postaraj się dodawać więcej szczegółów na temat jak zachowuje się głos (oj, ale brzydko napisałam) bohaterów. Dodaj więcej opisów.
    Sama korzystam z tej strony, więc Tobie również ją polecę: http://spisekpisarzy.pl/ Poczytaj trochę artykułów na temat tworzenia fabuły, tempa i dialogów. Bardzo fajnie jest to przedstawione i wydaje mi się, że pomoże Ci to w pisaniu. :)
    Ale jest już lepiej niż za pierwszym razem. :D Pracuj dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zainteresowało mnie coraz bardziej. C:

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy